Wydawało się, że już w 2. minucie goście mogą stracić ważnego gracza. Rasmussen brutalnie zaatakował łokciem i wyleciał z czasową karą. Wielu kibiców zastanawiało się, dlaczego sędziowie nie sięgnęli po wideoweryfikację – czerwona kartka byłaby uzasadniona. Wisła jednak nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze. Co gorsza, to Duńczycy jako pierwsi zbudowali prowadzenie i w 5. minucie było już 4:3 dla gości.
Krajewski dwukrotnie trafiał i doprowadził do remisu 6:6, ale płocczanie mieli ogromne problemy z zatrzymaniem rozpędzonych rywali. GOG systematycznie odskakiwał – najpierw na dwie bramki, potem na trzy. Przed przerwą "Nafciarze" mieli kilka okazji, żeby zmniejszyć dystans, ale ich nie wykorzystali. Do szatni schodzili przegrywając 14:16.
Huśtawka nastrojów po przerwie
Druga połowa zaczęła się obiecująco. Mihić i Serdio szybko doprowadzili do remisu 17:17. Kibice w Orlen Arenie zaczęli wierzyć w zwycięstwo. Richardson grał świetnie i w pewnym momencie wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Niestety radość była krótka – GOG odpowiadał bramką na bramkę.
Prawdziwy kryzys nadszedł w 50. minucie. Mittun podwyższył na 28:25 i wydawało się, że to koniec marzeń Wisły o punktach. Goście odskoczyli nawet na cztery bramki.
Szalona końcówka i gorzki finał
Ale płocczanie się nie poddali. Richardson wykorzystał karnego, Susnja trafił do pustej bramki po błędzie rywali, a Fazekas na minutę przed końcem wyrównał na 34:34. Orlen Arena oszalała.
Niestety ostatnie słowo należało do gości. Rasmussen, ten sam który zaczął mecz od brutalnego faulu, oddał rzut z bardzo ostrego kąta. Alilović powinien obronić – nie obronił. GOG wygrał 35:34 i sprawił jedną z większych sensacji tej kolejki Ligi Mistrzów.
Liga Mistrzów, 10. kolejka
Orlen Wisła Płock – GOG 34:35 (14:16)
Najskuteczniejsi: Richardson 10, Fazekas 6, Krajewski 4 – Rasmussen 5, Mittun 4, Lykke 4

