Historia i rozwój drużyn
Równo 10 lat temu, 18 grudnia, odbył się półfinał mistrzostw świata, w którym Polska zmierzyła się z Holandią. Mecz ten, rozgrywany w Jyske Bank Boxen, zakończył się porażką Polaków 25:30. Polski zespół, choć pozbawiony wybitnych gwiazd światowego formatu poza Karoliną Kudłacz-Gloc, już dwa lata wcześniej zakwalifikował się do najlepszej czwórki mistrzostw. Holandia natomiast wystawiła wtedy bardzo młodą, ale szybko rozwijającą się drużynę, która w 2019 roku zdobyła złoty medal mistrzostw świata w Japonii. Od tamtej pory Holenderki nie znalazły się w najlepszej czwórce mistrzostw Europy, świata czy igrzysk, jednak wciąż posiadają cztery zawodniczki z tamtej drużyny, które są uważane za gwiazdy na europejskim poziomie, wspierane przez nowe pokolenie zawodniczek.
Obecna sytuacja polskiej kadry
W polskim zespole z 2015 roku półfinał pamięta jedynie Monika Kobylińska, która jest dobrze znana przeciwnikom i powoduje, że drużyny rywalizujące z Polską wzmacniają obronę po jej lewej stronie. Aby utrzymać szanse na ćwierćfinał, Polska musiała pokonać Holandię, zaskakując i wykorzystując doping tysięcy kibiców w hali Ahoy Rotterdam.
Przebieg meczu w Rotterdamie
Polki rozpoczęły spotkanie z Holandią solidnie w obronie, stawiając opór fizycznie silnym rywalkom. Mimo to, gdy Kelly Dulfer zdobyła bramkę na 3:1, minęło zaledwie pięć minut, a ofensywa polska pozostawiała wiele do życzenia. Po tej akcji Polki popełniły błędy przy wznowieniu, które Holenderki wykorzystały do szybkich kontrataków. W 8. minucie przy stanie 1:5 trener Holandii, Senstad, wziął czas, jednak po chwili przewaga wzrosła do 2:7. Marzenia o ćwierćfinale zaczęły się oddalać, zwłaszcza przy znakomitej skuteczności Bo van Wetering.
Po 15 minutach wynik wynosił 5:9. W ofensywie starały się wyróżnić Karolina Kochaniak, Katarzyna Cygan i Monika Kobylińska, jednak były to głównie indywidualne próby bez wsparcia zespołu. Polska nie potrafiła zbudować przewagi, która pozwoliłaby skrzydłowym na skuteczne wykończenie akcji, podczas gdy Holenderki konsekwentnie powiększały przewagę, utrzymując ją na poziomie od czterech do sześciu bramek, co dawało im komfort kontrolowania meczu.
W pierwszej połowie polska skuteczność była niższa, między innymi Magda Balsam nie wykorzystała rzutu karnego oraz sytuacji sam na sam. Mimo to, w końcówce pierwszej połowy, grając w przewadze, Polki zdołały zmniejszyć stratę do 11:15 i ograniczyć liczbę błędów technicznych, które w starciu z tak silnym przeciwnikiem były kluczowe. Jednak ostatnie dwie minuty pierwszej połowy należały do Holenderek, które zdobyły trzy bramki, podczas gdy Polska nie zdobyła żadnej, co ustaliło różnicę na siedem trafień po 30 minutach gry.
Druga połowa i końcowe rozstrzygnięcie
Holandia, prowadząc 18:11, mogła pozwolić sobie na chwilowe osłabienie tempa, choć w piłce ręcznej straty takie jak te można jeszcze odrobić, co pokazał Vive Kielce w finale Ligi Mistrzów w 2015 roku. Jednak drużyna Senstada nie wykazała wystarczającej jakości ofensywnej, a skuteczność rzutowa przed przerwą wynosiła zaledwie 50 procent, co nie uległo poprawie w drugiej połowie.
W 39. minucie Aleksandra Olek przerwała niemoc strzelecką, zdobywając bramkę z koła na 12:20. Wtedy rywalki wydawały się lekceważyć polski zespół, a bramkarka Barbara Zima zaliczyła znakomitą zmianę, lecz to nie wystarczyło, by myśleć o odrobieniu strat.
Ostatni kwadrans był ponownie jednostronny, a świetna forma Zimy w bramce dobiegła końca. Holenderki powiększyły przewagę do kilkunastu bramek, grając nawet drugą szóstką na boisku. Próby gry w przewadze liczebnej 7 na 6, którą wprowadził trener Senstad, nie przyniosły efektu, gdyż różnica klas była zbyt wyraźna.
Źródło: sport.interia.pl

