W starciu z mistrzyniami świata z Francji Polki zagrały fenomenalnie w pierwszej połowie, lecz po przerwie ich forma znacznie spadła, co skutkowało wysoką porażką 28:42. Odwrotny przebieg miało spotkanie Argentyny z Egiptem, gdzie po słabej pierwszej połowie (10:11) Argentyńczycy zdominowali drugą część 17:3, co pokazuje, że w kobiecej piłce ręcznej poza czołowymi drużynami – Norwegią, Danią i Francją – wszystko jest możliwe.
Polki rozpoczęły drugą część turnieju od konfrontacji z Argentyną, trzecią drużyną grupy E, która awansowała mimo dwóch porażek. Aby zachować szansę na ćwierćfinał, podopieczne Arne Senstada musiały bezwzględnie zwyciężyć i następnie liczyć na korzystny wynik w meczu z Holandią.
Zespół z Polski rozpoczął spotkanie z Argentyną z przyzwoitą grą ofensywną, jednak defensywa pozostawiała wiele do życzenia. Już w 9. minucie trener Senstad zareagował przerwą, gdy Polki przegrywały 5:8, co było szczególnie niepokojące, zważywszy na fakt, że dwa dni wcześniej Francuzki przez pierwsze 10 minut zdobyły zaledwie trzy bramki przeciwko Adriannie Płaczek. Tym razem Paulina Wdowiak nie mogła skutecznie zatrzymać piłki, głównie z powodu niedokładności w obronie i braku wsparcia przy kluczowych zawodniczkach Argentyny – Elke Karsten i Malenie Cavo, które preferują indywidualne akcje bez pomocy obrony.
Polki zdołały zbliżyć się do przeciwniczek na jedno trafienie, jednak kolejne błędy i próby agresywniejszej obrony, jak wyjście Karoliny Kochaniak na wyższy pressing, nie przyniosły efektów. Argentynki szybko wykorzystywały luki, szczególnie przy atakach Maleny Cavo, a bramkarki Polki nie były w stanie skutecznie interweniować. Po karze dla Darii Michalak przeciwniczki odskoczyły na 15:12 i miały jeszcze kolejne okazje do zdobycia bramek. Nawet bramkarka Argentyny, Valentina Menucci, zdobyła drugą bramkę, rzucając przez całe boisko.
W trudnych momentach to Adrianna Płaczek dwukrotnie ratowała polski zespół, a Argentynki popełniały błędy, które Polki niestety również powtarzały. Po długim okresie problemów, przełamanie przyszło dzięki trafieniu Pauliny Uścinowicz, a następnie Nikola Głębocka zdobyła bramkę z koła, co po pierwszej połowie dało wynik 14:15, który był lepszy niż ogólna gra zespołu.
W drugiej połowie Biało-Czerwone potrzebowały czasu, by zacząć odrabiać straty. Mimo kilku niewykorzystanych akcji na wyrównanie i niecelnego rzutu Balsam przez całe boisko, Płaczek kontynuowała świetną grę w bramce, ratując drużynę nawet podczas kar dla koleżanek z pola. W końcu Daria Michalak doprowadziła do remisu 16:16, chociaż ofensywa nadal nie była przełomowa.
W 41. minucie Polki po raz pierwszy objęły prowadzenie, gdy Monika Kobylińska podała do Nikoli Głębockiej na kole. Wydawało się, że Argentynki zaczynają słabnąć, choć Karsten nadal była bardzo groźna, a Cavo starała się przełamać polską defensywę. W 47. minucie Balsam z rzutu karnego podwyższyła wynik na 22:19, co zapowiadało prawdziwy zwrot w meczu.
Gdy do końca pozostało dziewięć minut, różnica między zespołami wynosiła jedno trafienie, a Argentynki miały piłkę w ofensywie. Wkrótce był remis, Polki ponownie straciły piłkę, a Aleksandra Olek otrzymała dwuminutową karę, co pogorszyło sytuację.
Źródło: sport.interia.pl

