Wicemistrzowie Polski rozpoczęli sezon Ligi Mistrzów od pewnego zwycięstwa nad Kolstad Handball, jednak już w drugiej kolejce czekało ich trudne wyzwanie – wyjazdowy mecz z portugalskim Sportingiem CP. Drużyna z Lizbony, która w poprzedniej edycji rozgrywek niemal awansowała do Final Four, prezentowała wysoką formę, co potwierdziła zajmując drugie miejsce w fazie grupowej przed takimi ekipami jak Fusche Berlin czy Paris Saint-Germain HB.
Industrię Kielce osłabiły nieobecności kontuzjowanych Aleksa Vlaha, Piotra Jarosiewicza oraz Hassana Kaddaha, co miało wpływ na przebieg spotkania. Mimo dobrego początku, w którym kielczanie nawet objęli prowadzenie, po około 15 minutach gospodarze zaczęli dyktować warunki, narzucając szybkie tempo i wzmacniając obronę. Zespół z Polski miał trudności z organizacją skutecznych ataków, a bramkarze nie potrafili powstrzymać ofensywy rywali, co kontrastowało z ich dobrą postawą w poprzednim spotkaniu.
W drugiej połowie Industria próbowała odrobić straty, z Szymonem Sićko na czele, który aktywnie uczestniczył w akcjach ofensywnych. Jednak Sporting odpowiadał szybko i skutecznie, a sytuację dodatkowo skomplikowała czerwona kartka dla Artsioma Karaleka, która zmusiła kielczan do gry w osłabieniu. Mimo usilnych starań, przewaga gospodarzy utrzymywała się, a w końcowej fazie meczu zwiększyła się do sześciu bramek.
Ostatecznie Sporting pokonał Industrię 41:37, a stracone przez polską drużynę 41 goli stanowiło najwyższy wynik od ponad sześciu lat – ostatnio podobną liczbę bramek przyjęli w meczu o trzecie miejsce Final Four z Barceloną Lassa w sezonie 2018/2019. Był to również bliski rekord największej liczby straconych trafień w historii zmagań żółto-biało-niebieskich, który należy do Barcelony i wynosi 42 gole z 2018 roku.
Źródło: sportowefakty.wp.pl
