Kamil Chyliński zdecydował się na powrót do piłki ręcznej pod koniec 2024 roku. Po intensywnej, liczącej 42 kilometry rundzie joggingowej, którą odbył w okolicach swojego miejsca zamieszkania w Eydelstedt, uznał, że jeśli jego stawy wytrzymają ten wysiłek, to może znów zacząć grać w piłkę ręczną. To był dla niego ważny test wytrzymałościowy.
Obecnie, około dziewięć miesięcy później, 32-letni zawodnik rzeczywiście wrócił do gry, mimo trudnej historii kontuzji, która czyni jego powrót jeszcze bardziej zaskakującym. Jak sam mówi: „Nie potrafię bez tego żyć. Bez piłki ręcznej się nie da”.
W obecnym sezonie Chyliński wystąpił już dwukrotnie w barwach zespołu HSG Hunte-Aue Löwen, grającego w Oberlidze. Trzeci mecz, zaplanowany na sobotę przeciwko TuS Haren, ma być kolejnym krokiem w jego powrocie do formy. Zawodnik przyznaje, że „rytmy, handballowe schematy i ruchy wymagają jeszcze poprawy”, ale cieszy się, że znów gra, czuje się dobrze i ma nadzieję, że uda mu się wytrwać w sezonie. Zdradza jednak, że sam nie spodziewał się powrotu, biorąc pod uwagę liczne urazy i okresy rekonwalescencji, które przechodził.
Kariera tego dynamicznego rozgrywającego zdawała się zakończona, co nie dziwi w świetle jego dokumentacji medycznej. Przeszedł dwukrotną rekonstrukcję więzadeł krzyżowych w prawym kolanie, zerwanie łąkotki, uszkodzenie chrząstki oraz kilka naderwań więzadeł w prawym stawie skokowym. W ostatnim meczu przed przerwą, w lutym 2020 roku, występował jeszcze w barwach HSG Barnstorf/Diepholz, poprzednika Hunte-Aue Löwen.
Na zalecenie lekarzy zrezygnował z uprawiania ukochanego sportu, co pozwoliło mu poświęcić więcej czasu rodzinie. Jego córka Nel ma już prawie pięć lat, a syn Nelo dwa. „Rodzina jest najważniejsza” – podkreśla Chyliński.
Nie zrezygnował jednak całkowicie ze sportu – regularnie biegał i pracował jako trener młodzieży razem z bratem Mateuszem, który obecnie prowadzi kobiecą drużynę w Regionallidze. Mimo to ograniczał się do oglądania zaledwie kilku meczów swojej byłej drużyny rocznie, ponieważ oglądanie ich wywoływało w nim tęsknotę za grą.
Myśl o powrocie pojawiła się dopiero po rozmowie z córką, która powiedziała mu: „Tato, przecież grałeś w piłkę ręczną” i wyraziła chęć, by go zobaczyć na boisku. Po maratonie zapytał żonę Paulinę o jej zdanie na ten temat. Jej reakcję pozostawił jednak dla siebie, ujawniając jedynie, że nie powiedziała „nie”, a jedynie prosiła, by wrócił do domu cały i zdrowy. Obecnie Paulina wspiera go w powrocie do piłki ręcznej.
Na początku roku nauczyciel rozpoczął treningi z Löwen raz w tygodniu i szybko zauważył, że jest w stanie nadążyć za resztą zespołu, co podniosło jego motywację. Przygotowania do sezonu przepracował w pełni, choć nadal ostrożnie podchodzi do intensywności treningów, ograniczając się obecnie do dwóch jednostek tygodniowo. W razie kontuzji, jak ostatnio przy naciągnięciu mięśnia uda, pozwala sobie na krótką przerwę.
Jego wpływ na grę zespołu jest widoczny – podczas ostatniego meczu przeciwko TSG Hatten-Sandkrug, zakończonego zwycięstwem 26:19, spędził na boisku około 50 minut i był najlepszym strzelcem z ośmioma trafieniami.
Źródło: www.kreiszeitung.de
