Dominacja od pierwszych minut
W niedzielnym meczu w Gdańsku naprzeciw siebie stanęły dwie drużyny, które znakomicie rozpoczęły sezon. PGE Wybrzeże przegrało tylko raz w pierwszych czterech kolejkach, a beniaminek z Mielca wygrał trzy z czterech spotkań, zajmując przed tym meczem trzecie miejsce w tabeli. Jednak od samego początku spotkania to gospodarze narzucili swoje tempo, zdecydowanie dominując na parkiecie.
Skuteczna gra i szybkie powiększanie przewagi
Gdańszczanie nie pozwalali przeciwnikom na łatwe rzuty, a już w 9. minucie prowadzili 8:2 po trafieniu Mikołaja Czaplińskiego. Mielczanie na chwilę odpowiedzieli trzema trafieniami z rzędu, lecz to było jedyne pozytywne momenty w ich grze. Po stanie 8:5 PGE Wybrzeże zdobyło pięć kolejnych bramek, a w 16. minucie różnica wynosiła już osiem trafień (13:5). Mimo próby przerwania serii przez trenera gości Roberta Lisa, przewaga gospodarzy rosła – do 25. minuty wzrosła do dziesięciu bramek po dwóch trafieniach Wiktora Tomczaka.
Kontrowersyjna sytuacja i dalsza dominacja
W ostatniej akcji pierwszej połowy, przy stanie 20:12, Adam Wąsowski został ukarany dwiema minutami kary, a Mykoła Prociuk wykonywał rzut wolny bezpośredni. Choć Ukrainiec trafił do bramki, niezaliczone zostało to trafienie z powodu oderwania nogi podczas rzutu. Po przerwie PGE Wybrzeże szybko powiększyło przewagę do 11 bramek, m.in. po rzucie Jakuba Będzikowskiego.
Kontrola wyniku i efektowne akcje
Gdańszczanie utrzymywali przewagę od 8 do 10 bramek, co pozwoliło im na pokazanie kibicom widowiskowych rzutów. Mielczanie próbowali zmniejszyć straty, a siedem minut przed końcem po trafieniu Filipa Stefaniego wynik wynosił 25:31. Jednak gospodarze nie pozwolili na odwrócenie losów spotkania i zakończyli mecz zwycięstwem 35:29, co dało im pewne miejsce na podium Orlen Superligi.
Źródło: sportowefakty.wp.pl
