Historia Aleksandry Pazdro — ponad rok bez wynagrodzenia
Współpraca Aleksandry Pazdro z klubem SPR Sośnica Gliwice zakończyła się 30 listopada 2024 roku, jednak do dziś nie otrzymała ona środków wynikających z podpisanych umów. Jak wynika z jej oświadczenia, problemy z wypłatami zaczęły się już od pierwszych tygodni współpracy — klub wypłacał środki z opóźnieniem, a niektórych w ogóle nie uregulował.
Szczególnie dotkliwa okazała się kwestia zwrotu kosztów dojazdów na treningi. Zawodniczka przez cztery miesiące całkowicie pokrywała je z własnych oszczędności, mimo że w umowie znajdował się zapis gwarantujący ich refundację. Jak podkreśla Pazdro, zgodziła się na niższą stawkę niż przewiduje ustawa, ponieważ klub zapewniał, że wpłynie to na regularność zwrotów.
Kiedy Pazdro zapytała o brak wypłat na klubowej grupie WhatsApp, została z niej usunięta. To moment, który — jak sama przyznaje — był dla niej przełomowy: poczuła, że jako zawodniczka i człowiek została potraktowana jak problem, a nie jak osoba rzetelnie wykonująca swoją pracę.
Bezskuteczne próby polubownego rozwiązania
Historia Pazdro to kronika nieudanych prób kontaktu z klubem:
-
Wysyłała prośby o kontakt i tłumaczyła swoją sytuację finansową
Kierowała oficjalne wezwania do zapłaty — prezes Adam Mrowiec odczytywał wiadomości na WhatsAppie, ale korespondencję pocztową odbierał wybiórczo
Informowała o sytuacji prezydent Gliwic Katarzynę Kuczyńską-Budkę, Urząd Miasta, radnych i sponsorów
9 lipca 2025 roku, po wielu tygodniach ciszy ze strony klubu, zwróciła się o pomoc do komisarza ligi Piotra Łebka. 29 lipca otrzymała informację, że klub „uznaje" jedynie część jej roszczenia — nawet nie połowę należnej kwoty. 31 lipca komisarz przekazał, że klub ma oddać pieniądze do 1 sierpnia, ale termin nie został dotrzymany. Po sierpniu kontakt z komisarzem całkowicie się urwał.
Przełom dzięki Aleksandrze Dorsz
Sytuacja ruszyła z miejsca dopiero po głośnym poście Aleksandry Dorsz z końca października 2025 roku. To właśnie ona jako pierwsza odważyła się publicznie opowiedzieć o zaległościach finansowych SPR Sośnicy Gliwice, nazywając sprawę „systemowym problemem, który Superliga zamiata pod dywan".
Aleksandra Pazdro przyznaje wprost: „Ola — dziękuję. To Ty dałaś mi siłę i inspirację, żeby także zawalczyć o swoje. Bez Twojej odwagi najprawdopodobniej nadal czekałabym na cud."
28 października, po nagłośnieniu sprawy w mediach społecznościowych, prezes w końcu odpisał na wiadomości Pazdro. 30 października podpisano ugodę ratalną, w której prezes zobowiązał się do spłaty pełnej kwoty zadłużenia — tej samej, która wcześniej była „nie uznana". Tym samym klub sam potwierdził autentyczność i zasadność roszczeń, choć wcześniej próbował je podważyć.
Niestety, ugoda okazała się tylko „na papierze". Pazdro nie otrzymała ani jednej raty, a kontakt ponownie się urwał — jakby podpisanie dokumentu miało jedynie uciszyć sytuację i spełnić wymogi licencyjne.
Szerszy kontekst — problem nie jest jednostkowy
Historia Aleksandry Pazdro wpisuje się w szerszy obraz problemów finansowych w polskiej kobiecej piłce ręcznej. O problemach SPR Sośnicy Gliwice było głośno już w listopadzie 2024 roku, kiedy na łamach katowickiego Sportu pojawiły się dramatyczne apele. Zawodniczki nie miały opłacanych mieszkań i musiały pożyczać pieniądze od rodziny, aby przeżyć. Prezes Adam Mrowiec uspokajał wówczas, że reakcja na „chwilowe problemy" jest wyolbrzymiona.
Kilkanaście dni po poście Dorsz, kolejna zawodniczka — Dominika Szynkaruk — przerwała milczenie, ujawniając zaległości ze strony klubu Piłka Ręczna Koszalin. Jej kontrakt zakończył się 31 maja 2025 roku, a mimo upływu sześciu miesięcy nadal nie otrzymała pełnego wynagrodzenia. Jak sama napisała: „Na palcach u rąk mogę policzyć ile razy otrzymałam pełne wynagrodzenie na czas przez cały okres trwania mojego kontraktu."
W kuluarach mówi się, że co najmniej połowa klubów w Superlidze kobiet ma podobne problemy finansowe. Redakcja WP SportoweFakty ustaliła, że zawodniczek w podobnej sytuacji jest znacznie więcej niż tylko te, które publicznie zabrały głos.
Stanowisko Orlen Superligi
Orlen Superliga Kobiet oficjalnie zaprzecza, jakoby problem miał charakter systemowy. „Odnosząc się do pytań o skalę, chcemy przede wszystkim podkreślić, że nie mówimy tu o problemie systemowym, ale o sytuacjach dotykających pojedynczych klubów i osób" — brzmi stanowisko spółki zarządzającej rozgrywkami.
Liga podkreśla, że posiada mechanizmy ochrony zawodniczek: rygorystyczny proces licencyjny, nadzór komisarza ligi, możliwość nakładania kar finansowych oraz mechanizm zabezpieczenia środków z należności klubu. Wskazuje też na Sąd Polubowny przy ZPRP jako szybszą ścieżkę dochodzenia roszczeń niż sądy powszechne.
Na SPR Sośnicę Gliwice nałożono karę finansową za złamanie warunków licencji, a Superliga zabezpieczyła środki finansowe na pokrycie ewentualnych roszczeń. Warto jednak zauważyć, że klub otrzymał licencję w lipcu 2025 roku — miesiąc po pozostałych drużynach — mimo że o zaległościach było już wówczas głośno.
Ironia kampanii „Szacunek do Samego Końca"
Szczególnie gorzko brzmią te historie w kontekście kampanii społecznej „Szacunek do Samego Końca", którą Superliga i ZPRP rozpoczęły w kwietniu 2025 roku. Inicjatywa promuje szacunek, równość i zasady fair play w środowisku piłki ręcznej. W październiku 2025 roku kampania została uhonorowana prestiżową Nagrodą Fair Play im. prof. Zofii Żukowskiej przyznawaną przez Polski Komitet Olimpijski.
Aleksandra Pazdro zakończyła swój post właśnie hashtagiem **#szacundosamegokonca — w ironicznym odniesieniu do kampanii, która promuje wartości całkowicie sprzeczne z tym, jak została potraktowana przez klub.
Apel do środowiska
Pazdro zwraca się do całej społeczności piłki ręcznej: „Upubliczniam tę sprawę, ponieważ nie mam już innej możliwości, a milczenie przez ponad rok nie przyniosło żadnego efektu. Wierzę, że środowisko piłki ręcznej zasługuje na prawdę. Że sportowcy zasługują na uczciwe traktowanie. Że takie sytuacje nie mogą być zamiatane pod dywan."
Jak pokazały wcześniejsze przypadki, nagłośnienie sprawy jest często jedynym skutecznym sposobem na odzyskanie należnych pieniędzy. Po poście Aleksandry Dorsz otrzymała ona zaległe wynagrodzenie już następnego dnia. Historia ta powtarza się — zawodniczki, które przez miesiące cierpliwie próbują rozwiązać sprawę polubownie, spotykają się z murem milczenia, a dopiero publiczne oświadczenia przynoszą rezultaty.
Przypadek Aleksandry Pazdro pokazuje jednak, że nawet podpisana ugoda nie gwarantuje otrzymania pieniędzy. Jej słowa są ostrzeżeniem dla innych zawodniczek rozważających grę w klubach z problemami finansowymi: „Niech to idzie w świat, aby żaden zawodnik nigdy nie musiał walczyć o to co mu się należy."

