Na trybunach Ahoy Areny w Rotterdamie zasiadł król Niderlandów Wilhelm-Aleksander, co świadczyło o randze wydarzenia. Przed dziewięciotysięczną publicznością mogło dokonać się coś wielkiego dla gospodarzy światowego czempionatu, współorganizowanego z Niemcami.
Drużyna w pomarańczowych barwach rosła w siłę z każdym meczem turnieju. Pierwszy etap ukończyła bez porażki, identycznie drugi. W Rotterdamie rozgromiła Polskę 33:22, a przede wszystkim ograła aktualnych mistrzów świata – Francję. To pozwoliło uniknąć w fazie pucharowej starcia z Danią.
Węgry z potencjałem, ale bez medalu od dwóch dekad
Rywalem okazały się Węgry – zespół bardzo mocny, który w konfrontacji z Danią walczył do ostatniej sekundy, prowadził w końcówce i miał okazję na remis w ostatniej akcji. Po porażce musiał jednak zmierzyć się nie tylko z gospodyniami, ale i z głośnymi kibicami.
Węgierki czekają na medal globalnej imprezy już dwie dekady, choć rok temu na mistrzostwach Europy stanęły na podium. Jedna z trzech najsilniejszych lig w Europie stopniowo przynosi efekty – do kadry trafiają młodsze zawodniczki obgrywające się z najlepszymi. Wśród nich 21-letnia Petra Simon, już zaliczana do światowej czołówki.
Kluczowe dziesięć minut przed przerwą
Do 20. minuty trudno było wskazać faworyta. Po trafieniu Simon był remis 6:6. Końcówka pierwszej połowy okazała się jednak decydująca dla losów całego spotkania.
Kapitalne interwencje Yary Ten Holte, która osiągnęła 50-procentową skuteczność, wsparła defensywa. To napędzało kontry, w których brylowała skrzydłowa Bo van Wetering – ta sama, która kilka dni wcześniej dokuczała Polkom.
Holendia oderwała się na 10:6, potem 12:8, a przy wyniku 13:8 miała kolejną szansę. Węgierki wyglądały na bezradne, nawet w przewadze liczebnej po wykluczeniach przeciwniczek niewiele potrafiły zdziałać. Pojedynki oko w oko z Ten Holte kończyły się porażkami – Laura Falusi-Udvardi czy Petra Vámos zapewne długo będą pamiętały te starcia. Na przerwę zespoły zeszły przy stanie 14:9. Gościnie potrzebowały nowego pomysłu w przerwie.
Czerwona kartka dla gwiazdy przypieczętowała los meczu
Gospodyniom nie przeszło przez myśl, by odpuścić. Grały mądrze, podkreślając swoją wyższość w kluczowych momentach.
Ostatecznym ciosem dla Węgier była sytuacja z 49. minuty. Kolejna świetna interwencja Ten Holte, celne podanie do kontry – van Wetering znalazła się sama przed bramkarką. Wówczas zahaczono ją nogami. Gwiazdą Węgier Katrin Klujber faulowała tak, że upadek skrzydłowej wyglądał poważnie. Doświadczeni duńscy arbitrzy Jesper Madsen i Mads Hansen natychmiast pokazali najskuteczniejszej strzelczyni gości czerwoną kartkę.
Po chwili tablica świeciła 20:13. Trener Węgierek Vlagyimir Golovin (wcześniej Władimir Gołowin) wziął przerwę, ale niewiele mógł już zmienić. Nawet głośne okrzyki "Ria Ria Hungaria" węgierskich kibiców, których było około osiem razy mniej niż miejscowych fanów, ginęły w tumulcie.
Siódme zwycięstwo i awans do strefy medalowej
Holenderki posiadały wystarczająco atutów, by w ostatnim kwadransie kontrolować przebieg wydarzeń. Napędzane przez publiczność w Ahoy Arenie dobiły ekipę Węgier. Wygrały siódmy mecz na mundialu i zakwalifikowały się do walki o medale.
W piątek czeka je półfinał z Norweżkami – absolutnym dream teamem, mistrzyniami olimpijskimi. Nawet dzisiejsza gra może okazać się niewystarczająca. Jeśli w Amsterdamie, Rotterdamie, Eindhoven czy Bredzie marzą o powtórzeniu sukcesu z japońskiego mundialu z 2019 roku, będą musiały pokonać giganta. Wtedy w Kumamoto pokonały je w fazie zasadniczej – to starcie powinno pamiętać wiele zawodniczek.
Źródło: sport.interia.pl

