W czerwcu 2016 roku kielczanie świętowali swój jedyny jak dotąd triumf w Lidze Mistrzów, pokonując w finale w Kolonii Veszprem po rzutach karnych. Wcześniej udało im się w niespełna kwadrans odrobić aż dziewięć bramek straty. Wówczas drużynę prowadził Tałant Dujszebajew, który nadal kieruje Industrą Kielce, choć obecny skład jest słabszy kadrowo i czekają go zmiany w podstawowej siódemce przed nadchodzącym sezonem. Mimo to zespół pozostaje głodny sukcesów, choć teraz częściej występuje w roli underdoga.
W przeciwieństwie do Kielc, Veszprem to potęga w europejskim handballu, regularnie wymieniana w gronie faworytów do triumfu w Lidze Mistrzów, choć często odpada na pewnym etapie rozgrywek. W 2026 roku, dokładnie dziesięć lat po finale z Kielcami, w Veszprem odbędzie się turniej finałowy Ligi Mistrzów.
Sezon Ligi Mistrzów rozpoczął się dla Veszprem od porażki w Aalborgu, podczas gdy Industria pokonała u siebie Kolstad. Jednak później nastroje obu drużyn zaczęły się diametralnie różnić. Industria przegrała mecze ze Sportingiem i Fuchse, tracąc w nich łącznie aż 78 bramek, co jest niepokojącym wynikiem na tym poziomie rozgrywek.
W meczu One Veszprem HC kontra Industria Kielce zabrakło najlepszego bramkarza Industrii, Klemena Ferlina, który doznał kontuzji oka na treningu. Do zespołu powrócił natomiast Dylan Nahi, co miało duże znaczenie dla trenera Dujszebajewa. Od początku spotkania gospodarze mieli inicjatywę, choć nie potrafili wypracować znacznej przewagi. Bramkarze Veszprem, zwłaszcza Rodrigo Corrales, spisywali się lepiej, a wśród kielczan wyróżniał się Mikael Appelgren, który obronił rzut karny Piotra Jarosiewicza. Słaba forma bramkarza Bekira Cordaliji spowodowała jego zastąpienie przez Adama Morawskiego, który po krótkim okresie gry ponownie usiadł na ławce. Brak Ferlina był wyraźnie odczuwalny.
W pierwszej połowie Veszprem dominował, wykorzystując skutecznie rzuty z dystansu dzięki Ivanowi Martinoviciowi i Nedimowi Remiliemu. W 20. minucie było 14:10, co skłoniło trenera Dujszebajewa do wzięcia przerwy na żądanie i wprowadzenia gry siedmiu na sześciu, jednak nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Chwilę później Veszprem prowadził już 16:11, a pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 21:15 na korzyść gospodarzy.
W drugiej połowie Industria rozpoczęła niesamowitą pogoń, odrabiając straty w ciągu niespełna kwadransa. Poprawiła się gra obronna, a być może węgierscy zawodnicy poczuli się zbyt pewnie, co spowodowało zmniejszenie przewagi. Mimo kilku błędów, jak przegrany pojedynek Arkadiusza Moryto z Corralesem, Industria zbliżyła się na dystans trzech bramek (20:23). Przy stanie 27:25 dla Veszpremu trener gospodarzy poprosił o czas, po którym Piotr Jarosiewicz trafił do pustej bramki, zmniejszając różnicę do jednej bramki (27:26).
W końcówce emocje sięgnęły zenitu. Po kilku stratach po stronie Industrii, Veszprem prowadził 30:26 w 47. minucie, jednak nadzieja na odwrócenie losów meczu wróciła w 56. minucie, gdy Benoit Kounkoud zmniejszył różnicę do dwóch trafień (31:33). Mimo że gospodarze grali w przewadze, nie udało im się powiększyć przewagi, a szanse na kontakt zremisowaniem były marnowane, jak pudło Jorge Maquedy. Na 63 sekundy przed końcem Piotr Jarosiewicz wykorzystał rzut karny, doprowadzając do wyniku 33:34. Gospodarze mieli ostatnią piłkę, a trener Pascual poprosił o czas, świadomy, że sędziowie nie pozwolą już na dalszą grę.
Źródło: sport.interia.pl
