Magdeburg, triumfator Ligi Mistrzów z czerwca i niepokonany od 27 spotkań, w tym sezonie rozpoczął z wysokim bilansem zwycięstw, pokonując na własnym terenie Paris Saint-Germain oraz wygrywając na wyjeździe z Barceloną. Orlen Wisła Płock, aspirująca do czołówki europejskiej, rozpoczęła rozgrywki od wygranej w Segedynie z Pickiem oraz planowego zwycięstwa z HC Zagrzeb.
W starciu w GETEC Arenie, gdzie gospodarze nie przegrali od wielu miesięcy, mistrzowie Polski rozpoczęli spotkanie znakomicie. Siergiej Kosorotow zdobył dwie szybkie bramki, a bramkarz Torbjorn Bergerud obronił rzut karny Omara Ingiego Magnussona, który jednak był głównym kreatorem akcji ofensywnych Magdeburga. Po kwadransie wynik był wyrównany 5:5, a szczególnie aktywny był reprezentant Hiszpanii Sergey Hernandez, który skutecznie neutralizował próby Kosorotowa i Melvyna Richardsona.
Problemy Wisły zaczęły się w ostatnich dziesięciu minutach pierwszej połowy, gdy zawodnicy zaczęli popełniać kary. W osłabieniu nie udało się trafić Lovro Mihićowi, podczas gdy Daniel Petterson i Felix Claar zdobywali bramki dla Magdeburga, co pozwoliło im odskoczyć na 9:7. Po serii wykluczeń i błędów przeciwników, gospodarze powiększyli przewagę do 14:10 przed przerwą, co było znaczącą zaliczką w tak wyrównanym meczu.
Po zmianie stron Magdeburg utrzymywał kontrolę, wykorzystując swoje atuty w postaci Magnussona i Hernandeza oraz utrzymując skuteczną defensywę. Wicemistrzowie Niemiec powiększyli przewagę do sześciu bramek (22:16), jednak Wisła nie rezygnowała, a dzięki dobrej grze Mitji Janca i Miha Zarabca stopniowo zmniejszała stratę.
W końcówce meczu różnica wynosiła już tylko trzy gole (25:22), co wywołało nerwową reakcję trenera Magdeburga Benneta Wiegerta, który poprosił o czas. Gospodarze zaczęli taktycznie zarządzać czasem i szukać sposobów na utrzymanie prowadzenia, korzystając także z wykluczeń rywali. W ostatnich minutach doszło do wyrzucenia z boiska Zoltana Szity, co jeszcze bardziej podgrzało atmosferę.
Źródło: sport.interia.pl
